Na początku było słowo...
...to zdecydowanie złe rozpoczęcie mojej kolejnej, marnej pisaniny. Nie dość, że złe to jeszcze nieprawdziwe. Znacznie prawdziwszym byłoby - Na początku była wola by te słowa wypływały nie z umysłu na megabajty internetowej przestrzeni ale raczej z ust do umysłów tych dziwnych stworzeń z planety Wenus, które tak ciężko zrozumieć, a przez które, czasami, szkło zostaje opróżniane. Szklanki, butelki, beczki, morza. I przede mną teraz też stoi pusta szklanka. Opróżniona z Ballantines'a niegwałconego colą. W butelce jeszcze zapas whisky na kolejne cztery szklanki do opróżnienia. Ciekawe czy prócz szklanek opróżnię też butelkę i paczkę białych Marlboro w miękkim opakowaniu, czy doczekam się czegoś na co czekać zdecydowanie nie powinienem, a mimo wszystko to robię. Zdecydowanie w moim życiu robię za dużo rzeczy, które kłócą się całkowicie z moją własną, męską logiką. Myślenie nie jest moją najsłabszą stroną, jednak zawsze coś muszę przemyśleć "za bardzo". Zawsze. Użalać się jednak tutaj nie będę. To bardzo nie w moim stylu. Raczej pisać o tym jak kobiet nie rozumiem, i jak dziwne i pokrętne to stworzenia bywają. Może mi się nawet uda rozgryźć tę zagadkę, którą od urodzenia próbuje rozgryzać każdy mężczyzna, no może nie od urodzenia i nie każdy, ale w pewnym wieku to już większość. I opróżniać butelki, bynajmniej nie Fanty czy Coca-Coli.