6.06.2012

Jak zawsze..

Wschodzi słońce. Znów. Tak jak zawsze. Puka nieśmiało. Najpierw w zawstydzone swą szarością zasłony, zmęczone oglądaniem mych snów - wciąż powracających koszmarów o nie spełnionych miłościach i chwilach raz na zawsze oddanych za bezcen wieczności, w której nie ma nas. Jestem ja. Jesteś Ty. Jest to samo słońce i te same zasłony - z dala od siebie, rozsunięte jak dwie chmury na niebie rozdarte przez uczucie, które podobno jest jak wiatr, którego nie widać, ale który czuć, a czuć go dziś wyjątkowo mocno i można jedynie żałować, że jest zimny jak Golfsztorm płynący zawsze w tę samą stronę - ode mnie do Ciebie.

Słońce resztkami rześkiego uśmiechu rozerwało zasłony, a lodowaty wiatr uchylił rąbka tajemnicy i pozwolił ulotnić się przez okno ostatnim skowronkom nadziei umierającej gdzieś w klatce pod łóżkiem pośród kurzu, pająków, pogniecionych puszek po piwie i nieudanych listów milion razy napisanych lecz nigdy nie wysłanych. Ona nie zaćwierka już w zachwycie nad kubkiem z napisem "Faith.Love.Hope", lecz zaświergocze z bólem na sercu o kawie w porcelanowym imbryczku pachnącej dzieciństwem, wypitej tak bezcermonialnie i bezdusznie jak beznamiętnie traciliśmy bezcenne dni na samotne spacery wśród tak samo niemych i podobnie samotnych drzew przeglądających się równie beznamiętnie w srebrnej tarczy księżyca.

Ciężki, przepity oddech przez szparę w drzwiach prześlizgnął się do łazienki, ze strachu przed śmiercią zjadł na śniadanie całą pastę do zębów przepijając wodą z toalety, lecz ani trochę nie uśmierzyło to zapachu gnijącego serca budzącego się ze strachem w uszach w całkiem obcym miejscu, samotne, przestraszone, z językiem zawiązanym w supeł. Ten sam pusty wzrok zlęknięty swą nieprzyzwoitością popatrzył na pustą klatkę, w której jeszcze wczoraj schował czerwoną karteczkę z napisem "NO WORDS, ONLY LOVE" i odgryzł język swoim marzeniom, supełek nie chciał przejść przez gardło, lecz kilka kropel kwasu siarkowego załatwiło i ten problem, teraz już rzeczywiście nie było słów, ani Jej, ani nawet skowronka, który jakimś cudem odzyskał utracone wcześniej siły. Kawa wypiła się z wiarą na dziś, nadzieją na jutro i miłością na zawsze próbując odczytać z fusów całą przeszłość, której pamiętać nie chciała, lecz o której zapomnieć nie potrafiła jak kawa raz zalana zimną wodą.

Nóż jak zawsze był zawiedziony. Zamiast podcinać gardła, zatapiać się w plecy zrajców, musiał pokroić powietrze dla Boga, by pierwszy mój dzisiejszy oddech nie był ostatnim, ale wyśnionym i długo oczekiwanym. Woda bała się zagotować, by swoim świstem nie zabić ostatniego pocałunku przeciągającego się stąd w nieskończoność, pocałunku w policzek, który bardziej przypominał ostatni pocałunek matki, niż pierwszy kochanki.

Spałem obok, jak zawsze, wymyślając nowe sny w poczekalni Raju...

22.05.2012

Krótki tekst o marzeniach

Jakie jest Twoje największe marzenie?

- Myślę, że chciałabym się tylko obudzić. Jutro, rano.

- Chciałbym mieć pracę.

- Chciałbym znaleźćsłońce nawet tam gdzie nie ma nieba.

- Chciałabym, aby ktoś zrobił mi śniadanie i podał je jutro do łóżka.

- Chciałabym, żeby ludzie częściej się do siebie uśmiechali.

- W sumie... to... nie wiem... może... chciałbym dostrzec promień nadzieji, w miejscu, w którym nigdy nie powinienem go znaleźć.

- Chyba tylko doczekać kolejnej chwili, której nie bedę chciał wymazywać z pamięci,

- Chciałbym, żeby moje dzieci wyrosły na dobrych ludzi

- Czego bym chciała... :) .... Chciałabym, żeby oświadczył mi się ktoś kogo kocham. Tak... w tym momencie chcę tylko tego.

- Zjeść dobry obiad.

- Chciałabym, żeby moi rodzice nigdy się na mnie nie zawiedli.

- Być tutaj o jeden dzień dłużej... Zdecydowanie.

- Chciałabym odwiedzić Los Angeles. Zagrać w kasynie za prawdziwe pieniądze. Zrobić sobie zdjęcie przy tym wielkim napisie... Hollywood

- Marzenie? To się nigdy nie spełni. Chciałbym, żeby już nikt nigdy nie cierpiał.

- Wyspać się. Dokładnie teraz, potrzebuję tego jak wody.

- Nowe kredki. Takie... dużokolorowe.

- Chciałabym zdać tą cholerną statystykę i w końcu mieć wakacje :)

- Chciałbym nie popełniać więcej błędów.

- Chciałbym... chyba chciałbym, żeby ludzie przestali postrzegać innych ludzi przez pozory... i niedomówienia... i plotki. Tak.

- Rak. Nie życzę tego nikomu.

- Spotkać kogoś kto wywali moje życie do góry nogami.

- Chciałabym wrócić do domu. Dokładnie teraz. I spotkać się w końcu z moim chłopakiem.

- Nie wiem. Trochę chce mi się pić. Może jakaś zimna woda? Da się to zrobić?

- Jejku... marzenie... Chciałabym żeby mój Tata wyzdrowiał.

- uff... wrócić do czasów kiedy byłem dzieckiem.

- Moje największe marzenie. chyba chciałbym być po prostu szczęśliwy. Tak. To jest to.

5.05.2012

Nie lubię pisać...

              Nie lubię pisać pod wpływem emocji, a na nieszczęście wtedy najlepiej mi to wychodzi. W ogóle nie lubię pisać, najlepiej to położyłbym się na kanapie i leżał w nieskończoność wsłuchując się w spokojną i cichą taflę moich myśli, uczuć i emocji. Wczuwałbym się także w rytmiczne bicie Twojego serca, a jedyną fizyczną rzeczą, którą bym wtedy doznawał byłby Twój oddech spoczywający do wiecznego snu na moim prawym, zanurzonym w ekstazie policzku. Jedlibyśmy brzoskwinie, wcześniej krojąc je na jak najmniejsze cząstki, by starczyły na więcej, byśmy leżeli kilka brzoskwiniowych kęsów dłużej. Brzoskwinie byłby naszym jedynym posiłkiem, nasze ciała chudły by z tygodnia na tydzień. Po miesiącu nie miałbym już ochoty z Ciebie wychodzić, wypływać z Twoich oczu do brudnego i zatrutego świata, wygrzebywać się zakamarków Twojej duszy i odmętów umysłu. Po pół roku przestałbym odróżniać moje palce od Twoich, po roku nie wiedziałbym, które ciało należy do Ciebie, założyłbym, że oba. Później zaczęlibyśmy się starzeć, bardziej i bardziej, a w bramy wieczności wpłynęlibyśmy kryształową gondolą nonsensów i niedorzeczności naszego ziemskiego bytu.

              Nie lubię pisać pod wpływem emocji, bo zazwyczaj są to złe emocje, które szukają ujścia, a więc i to co piszę jest złe. Przesiąknięte tym wszystkim, co ujawnia się kiedy klucz pokoju przekręcę dwa razy w prawo, zagaszę światło, zasłonię żaluzje okien i wyjmę puzzle rzeczywistości, które przez przypadek roztrzaskał mi uciekający czas i zacznę je układać, na nowo, jak za każdym razem. Zawsze inaczej, wciąż rozpatrując moje równanie zysków i strat, zwycięstw i porażek, zdjęć w pamiętniku i dziur w pamięci by zbudować misterny plan ucieczki, krok po kroku, element po elemencie, który znów będę musiał zburzyć, gdy ktoś zapuka do drzwi lub gołąb zaszeleści skrzydłami za oknem. Złe emocje zawirują, wypluję z głowy wizje i idee, które zdechną wykrwawiając się na zimnym i deszczowym bruku wszechświata pod nogami post apokaliptycznych zombie, co jakiś czas przejawiających bezwarunkowe odruchy ludzkiej życzliwości.   

            Nie lubię pisać pod wpływem emocji, zawsze wtedy wypływa ze mnie to co tak głęboko próbuję ukryć przed światem i większością ludzi. Cała ta ckliwość, melancholijność, czułość, apatia i rozmarzenie. Właśnie dlatego nie lubię pisać, bo mi życie wtedy ucieka przez palce, chwila po chwili, jak wagony pędzącego pociągu, a ja w między czasie przeskakuję z płatu skroniowego na potyliczny, kolejny raz rozważając czy lepiej będzie Cię zapomnieć czy znienawidzić. Raz myślę o Tobie, drugi raz znów o Tobie. Później myśli o osobie zamieniam na myśli o zdjęciach w głowie, których  nigdy nie uchwycę na żadnej kliszy, a na końcu zastanawiam się które zniszczyć, a które cudownie ocalić od zapomnienia. Przez to wszystko czasami zapominam nawet jak mam na imię. Wydaje mi się, że jestem kubkiem po herbacie, który jeszcze przed chwilą całym swym ciepłem ogrzewał Twoje usta. Herbata wypita. Ja stoję tu nadal, zimny, pusty i zapomniany.

Nie lubię pisać pod wpływem emocji. W ogóle nie lubię pisać, bo pisanie to obnażanie swojej duszy, taki mentalny ekshibicjonizm. Piszesz teksty takie jak ten, później je czytasz i zdajesz sobie sprawę, że stoisz przed swoim czytelnikiem zupełnie nagi, obdarty z szat jak przed piłatowskim sądem, albo nawet sądem ostatecznym. Twój czytelnik wie o Tobie wszystko. Najgorszą rzeczą jest wiedzieć co czuje drugi człowiek, dziewięćdziesiąt procent ludzi, prędzej czy później, wykorzystuje to przeciwko Tobie, pozostałe dziesięć to równie naiwni uczuciowi ekshibicjoniści co Ty. A więc siedzę teraz nagi w sześciennej, szklanej sali na krześle z bukowego drewna i czekam na krytykę, ocenę, sądy. Czekam na Twój sąd. Powiem Ci co myślisz, albo i nie. Nic Ci nie powiem. Po prostu… sobie… posiedzę…

30.03.2012

E i S


To tylko słowa, możesz brać je na dystans
albo wziąć w dłonie, zgnieść i wyrzucić
To tylko słowa, co czujesz prima a vista?
Czy to jest coś, co mnie może zasmucić?

To tylko emocje, możesz wygnać ich smak
albo zapomnieć jak w deszcz parasola
To tylko emocje, chyba słyszysz je? Tak?
Czy to tylko stukot stóp na wybojach?

Nigdy na dystans nie bierz tych słów,
które ukradkiem ulatują wierszem
Emocji nie skazuj na banicję znów,
bo ostatnimi mogą być twoje pierwsze

Pozwól im być jak nurt górskiego potoku
który rozbija nawet najtwardsze skały
Pozwół obmywać im twarz twą w amoku
byś nigdy nie musiał być skamieniały

6.02.2012

Najlepsze wiersze, najgłębsze słowa

Najlepsze wiersze powstają, gdy słów już zaczyna brakować.
Gdy tlenu w powietrzu za mało, by moć swobodnie dryfować
Najgłębsze słowa stwarzamy, gdy niżej już upaść nie można
Gdy wszystko wydaje się dalej, niż najbliższa Ci wiosna.

Przelewasz to wszystko na papier,
bo wylać to przecież gdzieś trzeba
Wyciągasz z serca znów rapier
by być choć krok bliżej nieba
Spisujesz swe myśli spaczone
by na chwilę choć wszystkich się pozbyć
I pytasz Go, w którą pójść stronę
by się o swoje cienie nie rozbić.

Najlepsze wiersze powstają, gdy patrzeć już dłużej nie możesz
Gdy świat za brudnym oknem, duszę amputuje Ci nożem
Najgłębsze słowa stwarzamy, gdy nie masz siły już krzyczeć
Gdy wstanie z łóżka w południe jest Twoim największym z zwycięstw

Przelewam to wszystko na papier
bo wylać to przecież gdzieś muszę
Wyciągam z serca znów rapier
choć tyle w nim ciągle poruszeń
Spisuję swe myśli spaczone
z głębi, w którą boję się spojrzeć
I pytam Go, w którą pójsć stronę
by trafić tam, gdzie chcę dotrzeć

Kilka słów, zdań i myśli, tutaj dać więcej nie mogę.
Nawet gdybym próbował wskoczyć za Tobą w ogień
Tutaj dać więcej nie mogę, choć ogień jest dzisiaj jak opium
I wskoczę nie raz jeszcze w niego, spalając się przy tym na popiół.

29.01.2012

Póki nie jest za późno.

Jak zawsze w takich momentach, szklanka whisky przede mną. Jest jak tlen, który pozwala oddychać. Zaciągasz się nim. Pozwala Ci przeżyć kolejną sekundę, kolejną chwilę, która jest niczym więcej, jak tylko krokiem ku całkowitemu samounicestwieniu. Oddychasz. Jeszcze tylko chwilę. Ta chwila, jest jedyną rzeczą, którą będziesz pamiętał, jutro rano, po przebudzeniu. Co więcej zechciałbyś pamiętać? Powiedz co? Te chwile kiedy powietrze zapierało dech w Twoich piersiach? Czy może to też było urojenie? Te chwile, kiedy błękit nieba ponad Tobą był spełnieniem Twych najskrytszych marzeń? Nie, przecież to też nigdy nie istniało na prawdę. Wróć teraz do pierwszego zdania. Przeczytaj to jeszcze raz. Czy ten tlen jest rzeczywiście tym co w tej chwili wciągasz do płuc. Płuca? Mam je jeszcze? Czy to tylko oklapłe ochłapy zasmolonej substacji, którą masz w sobie? Czy możesz nazwać ją jeszcze życiem?

Życie. Kolejne pytanie. Czy to co kiedykolwiek czułeś istniało na prawdę? Słyszysz dźwięki? Te dzwięki są odgłosami tego, czego w tym momencie się pozbywasz? Myślisz, że są one urojone? Nie są rzeczywiste? Wsłuchaj się w nie dokładnie. To są akordy Twojej zepsutej duszy.
Do samego dna. Nie możesz być głębiej zepsuty. Kolejne łyki powietrza, kolejne zrozpaczone tchnienia, które z siebie wydajesz, są niczym więcej niż tylko krzykiem. Krzyczałeś kiedyś? Przeczytaj to. Czy kiedykolwiek krzyczałeś? Czy wyrażałeś kiedykolwiek, podczas swojego marnego, chylącego się ku samoinicestwieniu żywota, z głebi siebie, całą dezabrobatę dla otaczającego Cię świata? Wykrzycz to teraz. Wykrzycz to teraz, uwierz w to, bo sam tego doświadczyłeś. Wykrzycz to. Powtórz razem ze mna.

Ja - nie istnieję, więc ze swoim "JA" mogę zrobić cokolwiek zechcę. Wykrzycz to. Ty - nie istniejesz. Więc z Twoim "TY" mogę zrobić cokolwiek zechcę, nie zważając na Twoje uczucia, emocje, myśli. Wykrzycz to do gwiazd. Nie istniejesz. Nie istnieję. Wykrzycz, że nic, co ma jakąkokolwiek wartość nie istnieje. I miej tego całkowitą pewność. Niech totalny nihilizm pogrąży Twoją duszę. Tak jak, dziś, pogrąża moją.

Wiem to smutne, ale pomimo wszystko chciałbym, żebyś To przeczytał, mój Drogi Czytelniku. Spójrz dziś w lusto i zadaj sobie pytanie - "Kim jestem?" I jeśli nie będziesz mógł sobie na nie odpowiedzieć, to wiedz, że wygrałem. Wygrałem. Wygrałem. Na mojej Bezludnej Wyspie nie ma już nikogo. Jestem tylko JA. Czy to już zwycięstwo?

Nie wiem. Być może nie, ale czy zostało już cokolwiek by mierzyć SWOJĄ WŁASNĄ MIARĄ. Mam dziwne przeczucie, że już nie. Życie? Umarło przed narodzinami. Wierność? Umarła przed pierwszym razem. Nadzieja? Umarła przed tym jak się na prawdę narodziłą. Miłość? Jej przecież nigdy nie było. Czego możesz chcieć mniej? Przecież mniej już nie ma. Jest tylko krwawy płat mięsa wystawiany na kolejne próby. Czyż nie?

Moje najważniejsze pytanie brzmi: Czego chcesz więcej? Więcej już miał/miała nie będiesz. To wszystko co ma do zaoferowania dla Ciebie świat. Kilka zdartych płyt. Kilka wyblakłych zdjęć, które będiesz miał przed oczyma, kiedy Twoja dusza będzie przekraczać mityczny Styks. Spojrzysz na nie wtedy. Spojrzysz na zdjęcie zrobione w sepii, które będzie ukazywało rozmazaną postać całującą w policzek, kogoś zupełnie wyraźnego. Spojrzysz i pomyślisz: Ciekawe dla czego życie nie potoczyło się tak jak tego pragnąłeś? Przecież wtedy nie znajdziesz już żadnych odpowiedzi. Pozostaną tylko pytania. Więc przeczytaj to teraz. Nim nie jest za późno.

Ja już wygrałem, nigdy tak na prawdę nie walcząc. Więc przyczytaj to teraz. Póki nie jest za późno. Twój Pan. Na zawsze. Amen.