29.01.2012

Póki nie jest za późno.

Jak zawsze w takich momentach, szklanka whisky przede mną. Jest jak tlen, który pozwala oddychać. Zaciągasz się nim. Pozwala Ci przeżyć kolejną sekundę, kolejną chwilę, która jest niczym więcej, jak tylko krokiem ku całkowitemu samounicestwieniu. Oddychasz. Jeszcze tylko chwilę. Ta chwila, jest jedyną rzeczą, którą będziesz pamiętał, jutro rano, po przebudzeniu. Co więcej zechciałbyś pamiętać? Powiedz co? Te chwile kiedy powietrze zapierało dech w Twoich piersiach? Czy może to też było urojenie? Te chwile, kiedy błękit nieba ponad Tobą był spełnieniem Twych najskrytszych marzeń? Nie, przecież to też nigdy nie istniało na prawdę. Wróć teraz do pierwszego zdania. Przeczytaj to jeszcze raz. Czy ten tlen jest rzeczywiście tym co w tej chwili wciągasz do płuc. Płuca? Mam je jeszcze? Czy to tylko oklapłe ochłapy zasmolonej substacji, którą masz w sobie? Czy możesz nazwać ją jeszcze życiem?

Życie. Kolejne pytanie. Czy to co kiedykolwiek czułeś istniało na prawdę? Słyszysz dźwięki? Te dzwięki są odgłosami tego, czego w tym momencie się pozbywasz? Myślisz, że są one urojone? Nie są rzeczywiste? Wsłuchaj się w nie dokładnie. To są akordy Twojej zepsutej duszy.
Do samego dna. Nie możesz być głębiej zepsuty. Kolejne łyki powietrza, kolejne zrozpaczone tchnienia, które z siebie wydajesz, są niczym więcej niż tylko krzykiem. Krzyczałeś kiedyś? Przeczytaj to. Czy kiedykolwiek krzyczałeś? Czy wyrażałeś kiedykolwiek, podczas swojego marnego, chylącego się ku samoinicestwieniu żywota, z głebi siebie, całą dezabrobatę dla otaczającego Cię świata? Wykrzycz to teraz. Wykrzycz to teraz, uwierz w to, bo sam tego doświadczyłeś. Wykrzycz to. Powtórz razem ze mna.

Ja - nie istnieję, więc ze swoim "JA" mogę zrobić cokolwiek zechcę. Wykrzycz to. Ty - nie istniejesz. Więc z Twoim "TY" mogę zrobić cokolwiek zechcę, nie zważając na Twoje uczucia, emocje, myśli. Wykrzycz to do gwiazd. Nie istniejesz. Nie istnieję. Wykrzycz, że nic, co ma jakąkokolwiek wartość nie istnieje. I miej tego całkowitą pewność. Niech totalny nihilizm pogrąży Twoją duszę. Tak jak, dziś, pogrąża moją.

Wiem to smutne, ale pomimo wszystko chciałbym, żebyś To przeczytał, mój Drogi Czytelniku. Spójrz dziś w lusto i zadaj sobie pytanie - "Kim jestem?" I jeśli nie będziesz mógł sobie na nie odpowiedzieć, to wiedz, że wygrałem. Wygrałem. Wygrałem. Na mojej Bezludnej Wyspie nie ma już nikogo. Jestem tylko JA. Czy to już zwycięstwo?

Nie wiem. Być może nie, ale czy zostało już cokolwiek by mierzyć SWOJĄ WŁASNĄ MIARĄ. Mam dziwne przeczucie, że już nie. Życie? Umarło przed narodzinami. Wierność? Umarła przed pierwszym razem. Nadzieja? Umarła przed tym jak się na prawdę narodziłą. Miłość? Jej przecież nigdy nie było. Czego możesz chcieć mniej? Przecież mniej już nie ma. Jest tylko krwawy płat mięsa wystawiany na kolejne próby. Czyż nie?

Moje najważniejsze pytanie brzmi: Czego chcesz więcej? Więcej już miał/miała nie będiesz. To wszystko co ma do zaoferowania dla Ciebie świat. Kilka zdartych płyt. Kilka wyblakłych zdjęć, które będiesz miał przed oczyma, kiedy Twoja dusza będzie przekraczać mityczny Styks. Spojrzysz na nie wtedy. Spojrzysz na zdjęcie zrobione w sepii, które będzie ukazywało rozmazaną postać całującą w policzek, kogoś zupełnie wyraźnego. Spojrzysz i pomyślisz: Ciekawe dla czego życie nie potoczyło się tak jak tego pragnąłeś? Przecież wtedy nie znajdziesz już żadnych odpowiedzi. Pozostaną tylko pytania. Więc przeczytaj to teraz. Nim nie jest za późno.

Ja już wygrałem, nigdy tak na prawdę nie walcząc. Więc przyczytaj to teraz. Póki nie jest za późno. Twój Pan. Na zawsze. Amen.