31.10.2011

Nieraz jeszcze...

Spokojnie, nie twoja wina, że upadłeś
Twoja, że głowę spuszczasz w dół będąc na dnie
Zamiast w sobie widzieć powód widzisz tylko ból
Zamiast sobie to do głowy wbić, wbijasz w ludzi chuj
Stój jeśli nie chcesz zgubić drogi
Ja stawiam wszystko na ryzyko, stawiam pierwsze kroki
Nie chcę się bać, żałować, nie po to życie mam
Nie chcę ranić, nie chcę szczęścia dławić, żyć sam
‘Halo’ chcę usłyszeć Twój głos w słuchawce
Bo to tak jakbym się łączył z lepszym światem
A tutaj tylko wóda, wyślij szczęście przez bluetooth
Los twardy jak gruda podgrzewany na kluczu
To drzwi, których nie otworzysz na odległość
Do raju idę tak jak Dante przez piekło
‘Pierdol to’ słyszę w głowie głos i go pierdolę
Przez ciernie do gwiazd, nie pierwszy raz ruszam w drogę
Nieraz jeszcze spadnę i wszystko trafi chuj
Jako człowiek bez skrzydeł mogę lecieć tylko w dół
Ale zanim dotknę ziemi i ona przykryje trumnę
Będę cieszył się tym lotem jak ostatnim pocałunkiem
Nieraz jeszcze wstanę tylko po to żeby upaść
Mam w sobie iskrę, której nie pochłonie czarna dziura
Mam życie, które nie zabierze śmierć
Bo dusza jest nieśmiertelna, przetrwa każdą z klęsk
Znów nie twoja wina, że upadłeś
Czyja wina, że nie umiesz wstać? Powiedz prawdę
Czego chcesz? Sam czasem nie wiem czego sam chcę
Jak samuraj z rantem opuszczam myślami świat ten
Czasem myślę kutasem, jestem samcem
Czasem jestem kutasem, karmię kłamstwem
Czasem mam cel, który wynosi mnie ponad
Jak Maradona czuję, że pomaga ręka Boga
W oczach trwoga, że nikt mi nie popatrzy w serce
Bankowo nie zrozumiem, na śmierć skazanym jeńcem jestem
Dla paru osób jestem na całe szczęście
Czasami całe szczęście im zabieram chociaż nie chcę
Czasami tak pragnę dać im wszystko, nic nie mogę
Sam sobie jestem najgorszym wrogiem, tonę
Pierdolę to, słyszę w głowie głos i go pierdolę
Przez ciernie do gwiazd, nie pierwszy raz ruszam w drogę
Ciężko uwierzyć, ale mniej dzieli nas niż łączy
Ciężko wierzyć w marzenia, jeszcze trudniej się ich pozbyć
Wiem, wiele martwych snów znów otworzy oczy w nocy
Więc nie powinienem chwalić dnia póki się nie skończy
Nie jestem cwany cham, ale mam dobry plan z kart
Wystarczy wiatr, między nami dawny pakt,
To myśli tworzą świat więc patrzę pozytywnie,
Mój rap zwiastuje postęp jak wiosnę przebiśnieg
Nie raz już w ręce miałem nóż, na ustach modlitwę
Duszę w rozsypce, w sercu nierozegraną bitwę
W tym labiryncie sam bawiłem się urwaną nicią
Nic nie jest pewne, warto było przetrwać to wszystko
I pewnie kiedyś wrócę tam bo czas i przestrzeń
Jak blant i szczęście to pojęcia względne
Sens w życiu to powód by czuć, że znika limit
Choćby na chwilę, bo przecież żyjemy dla chwili

Słowa i muzyka: Olek/Alchemik

posłuchaj mnie...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz